Tak jak napisałam w jednym zdaniu, jest dobry, ale nie powalił mnie na kolana. Czytając różne fora, oglądając filmiki na youtubie sądziłam że to musi być coś cudownego jak wszyscy tak zachwalają. Więc muszę go mieć, tym bardziej że moje usta potrzebują czegoś cudownego, co pomoże mi zwalczyć te upiorne suche skórki. Gdy tylko zapomnę raz nałożyć czegoś ochronnego na moje usta, następny dzień - to widoczne skórki :( nienawidzę tego. Wygląda to fatalnie, tak jak bym nigdy o nie niedbała. A przecież każdy zwraca uwagę na usta :( podczas rozmowy nie da ich się ukryć. Na Tisane długo się czaiłam, nigdzie nie mogłam go dostać. Z tego co się orientuję, można go dostać w aptekach, nie wiem czy w drogeriach też, nie widziałam. Tisane występuje w słoiczku (ale ja nie lubię grzebania palcem) , a także w sztyfcie. Sztyft jest o parę groszy tańszy. Opakowanie jest bardzo minimalistyczne, co go wyróżnia to czerwone napisy, ma to w sumie jakiś swój urok. Sztyft bardzo się dobrze wysuwa, nie zacina się. Pomadka jest kolorku lekko żółtawego, po rozsmarowaniu daje minimalną taflę na ustach. Osoby, które lubią efekt mokrych ust, nie będą zadowolone. Konsystencja jest twarda, zbita, ale całkiem dobrze się nią używa, nie ma problemu z jej rozprowadzeniem. Zapach to oczywiście rzecz gustu, jednym się coś podoba innym nie. Mnie bardzo urzekł, jest taki delikatnie słodki, nie nachalny, prawie nie wyczuwalny po rozsmarowaniu. Daje całkiem spore nawilżenie jednak nie jest wystarczające gdy mamy bardzo bardzo spierzchnięte usta takie jak moje. Jeżeli używamy go regularnie, na pewno nie dopuści do ich spierzchnięcia, jednak gdy zapomnimy o nim raz, pojawiają się. Jest bardzo wydajny, z czego jestem akurat zadowolona, nie lubię kupować co chwilę nową, a maziam się nią naprawdę non stop. Kupiłam ją za niecałe 9 zł, więc myślę że cena nie jest zbyt wygórowana. W porównaniu do innych tego typu produktach wypada naprawdę dobrze. Bardzo ją lubię i często do niej wracam.