Kupiłam kiedyś 3 maseczki biovaxa na promocji za 12 zł - tę, wersję do włosów blond oraz do włosów suchych i zniszczonych. O ile do blondu i suchych wielbię całą sobą i regularnie mam na półce w łazience, tak ta wydaje mi się przy nich po prostu przeciętna. Skład: Skład jest ładny, po kilku emolientach widzimy proteiny mleczne i lekki silikon zmywalny delikatnym szamponem, dalej olej ze słodkich migdałów, lanolinę, glicerynę, ekstrakt z henny i miodu oraz proteiny jedwabiu. Moje włosy niestety nie lubią się z proteinami mlecznymi i jedwabnymi, ale o tym zaraz. Zapach: Baaardzo przyjemny, słodki, taki mleczno-kokosowy, uprzyjemnia trzymanie przepisowe 30 minut pod czepkiem, nagrzanym suszarką, na to idzie ręcznik, po zmyciu włosy pachną jeszcze kosmetykiem, uwielbiam ten zapach ja, jak i osoby z otoczenia Konsystencja: Gęsta, jak to w maskach biovaxa, bardzo ułatwia to aplikację maseczki na włosy, maseczka nie spływa nam po szyi i ładnie trzyma się na włosach, dobrze też miesza się z innymi produktami Opakowanie: Wygodny słoiczek, z którego możemy wydobyć kosmetyk do końca, jednak wieczko nie przylega dokładnie do opakowania Działanie: O ile zachwyciły mnie poprzednie biovaxowe maski, tak ta sprawiła,że moje fale były nieco za lekkie, trochę spuszone, za miękkie, jak u dziecka, nie o taki efekt mi chodziło, lubię efekt nawilżonych, mięsistych, pełnych objętości i życia fal, ta maseczka mi tego niestety nie dała. Nie obciąża, dla osób lubiących proteiny mleczne i jedwabne powinna czynić cuda, u mnie niestety się nie spisała, ale nie jest zła.